Mikołaj Nosow
Przygody Nieumiałka

Tłum. Janina Lewandowska

ROZMOWA PRZY STOLE

Nieumiałek z miną pełną zadumy napoczął nowy pierożek. Dziewczynki spoglądały na niego niecierpliwie. W końcu Wiewióreczka zdecydowała się przerwać milczenie i spostrzegłszy, że Nieumiałek sięga po następny pierożek, powiedziała:

— Przerwałeś na tym, że zacząłeś myśleć.

— Tak! — wykrzyknął Nieumiałek, jakby budząc się ze snu, i uderzył pierożkiem w stół. — Myślałem trzy dni i trzy noce i wiecie co? Wymyśliłem! „Więc — mówię — moi kochani, zrobię dla was balon!" I zrobiliśmy balon.

Nawet poeta Kwiatek — jest wśród nas taki poeta — ułożył o mnie wiersz: „Nasz Nieumiałek wymyślił balon..." Nie, inaczej: „Wymyślił balon Nieumiałek nasz..." Nie, inaczej: „Nasz balon wymyślił Nieumiałek..." Nie, no... zapomniałem! Wiecie, tyle o mnie piszą wierszy, że nie mogę wszystkich spamiętać.

Nieumiałek znowu zabrał się do pierożków.

Nieumiałek znowu zabrał się do pierożków.

— Jak zrobiliście balon? — pytała Niezabudka.

— O, to była ciężka praca! Wszyscy nasi chłopcy pracowali całymi dniami i nocami. Jedni smarowali gumą, drudzy pompowali, a ja sobie tylko chodziłem i gwizdałem... to jest nie gwizdałem, ale objaśniałem każdemu, co ma robić. Beze mnie nikt by nic nie wiedział. Musiałem wszystko tłumaczyć i pokazywać. To była bardzo odpowiedzialna praca, bo balon mógł w każdej chwili pęknąć. Mam takich dwóch pomocników, Śrubkę i Kabelka, po prostu złote ręce. Wszystko potrafią, tylko z myśleniem jest gorzej. Wszystko trzeba im pokazywać i tłumaczyć. Więc objaśniłem, jak się robi kocioł, i robota ruszyła. Kocioł kipiał, woda bul-bul, para świszczała. Coś okropnego, co się działo!

Dziewczynki słuchały opowiadania Nieumiałka z zapartym tchem.

— A dalej? Co było dalej? — wołały chórem, gdy Nieumiałek przerwał na chwilę.

— W końcu nadszedł  dzień odlotu — ciągnął dalej. — Zebrało się tysiące karzełków. Jedni mówili, że balon poleci, inni — że nie poleci. Zaczęła się bijatyka: ci, co mówili, że balon poleci, tłukli tych, co mówili, że nie poleci, a ci, co mówili, że nie poleci, tłukli tych, co mówili, że poleci. Chociaż nie... Zdaje się, że było odwrotnie: ci, co poleci, tych, co nie poleci... Chociaż nie, odwrotnie... jednym słowem, nie można było się połapać, kto kogo tłucze. Wszyscy tłukli się nawzajem.

— No   dobrze — odezwała   się   Niezabudka. — Ale  opowiadaj   nam nie o tym, kto się z kim bił, tylko o balonie.

— Dobrze — zgodził się Nieumiałek. — No, więc oni się bili, a myśmy wsiedli do kosza, ja wygłosiłem przemówienie, powiedziałem tak: „Lecimy, moi kochani, żegnajcie!" I polecieliśmy w górę. Jakeśmy przylecieli na górę, patrzymy, a w dole ziemia nie większa od tego placka.

— Nie może być! — wołały ze zdumieniem dziewczynki.

— Niech się z miejsca nie ruszę, jeżeli kłamię! — przysięgał Nieumiałek.

 

Patrzymy, co to? Wpadliśmy na chmurę. Co tu robić? Wzięliśmy siekierę i przebiliśmy dziurę  w tej chmurze. Znów polecieliśmy w górę.

— Nie przerywajcie mu!   — krzyknęła z niezadowoleniem Niezabudka. — Nie przeszkadzajcie! Przecież nie będzie kłamał.

— Właśnie, nie przeszkadzajcie mi kłamać... to jest, chciałem powiedzieć... tfu! Nie przeszkadzajcie mi mówić prawdy — rzekł Nieumiałek.

— Opowiadaj, opowiadaj — wołano chórem.

— No — ciągnął Nieumiałek — więc lecimy coraz wyżej. Aż tu nagle — bum! Nie lecimy wyżej. Patrzymy, co to? Wpadliśmy na chmurę. Co tu robić? Wzięliśmy siekierę i przebiliśmy dziurę w tej chmurze. Znów polecieliśmy w górę.

Nagle patrzymy, a my lecimy do góry nogami: niebo pod nami, a ziemia nad nami.

— Jak to? — zdziwiły się dziewczynki.

— Takie jest prawo przyrody — wyjaśnił Nieumiałek. — Ponad chmurami zawsze leci się do góry nogami. Wreszcie przylecieliśmy na samą górę, a tam mróz tysiąc stopni. Marzliśmy okropnie! Balon ostygł i zaczął opadać. Ale ja byłem przewidujący i zawczasu kazałem włożyć do kosza worki z piaskiem. Więc wyrzucamy te worki jeden po drugim. Wyrzucaliśmy, wyrzucaliśmy, aż się worki skończyły. Co tu robić? A był z nami jeden chłopiec, który nazywał się Umiałek. Straszny tchórz! Jak zobaczył, że balon spada, to zaczął beczeć, a później zeskoczył na spadochronie na ziemię! I poszedł do domu. Balon zrobił się lżejszy i znowu poleciał w górę. Później jak nie zacznie znowu spadać! Jak nie rąbnie o ziemię! Potem znów jak nie podskoczy i znów jak nie rąbnie! Ja wyleciałem z kosza i trrach! głową o ziemię!

Takie jest prawo przyrody — wyjaśnił Nieumiałek. — Ponad chmurami zawsze leci się do góry nogami.

< wstecz

początek

dalej >


MALUCH

Spis tekstów