Dzieci OnLine - Zabawa i Edukacja

Dzieci OnLine

Zabawa i Edukacja

www.dziecionline.pl

Języki
Blogi
Help-blog
Wiedza
Lektury
Pliki
Kontakt

WYSPY WINGRYNY

To było dawno, dawno temu. Na półwyspie wrzynającym się w jezioro Wigry - nie opodal klasztoru, którego okazała sylwetka wznosi się na wzgórzu - pasała swoją krówkę piękna córka starego osacznika. Miała na imię Wingryna. Pewnego razu, siedząc na brzegu jeziora, dostrzegła w oddali płynącą w stronę klasztornego półwyspu łódź. Spojrzała na niebo. Nadciągała wiosenna burza. Czarne, kłębiące się nad jeziorem chmury co raz to przecinała błyskawica, a chwilę potem głuchy grzmot piorunów przetaczał się przez puszczę.

Nagle zakołysały się wierzchołki drzew, a przelatujący po nich wiatr zmącił jednocześnie spokojną dotąd toń jeziora. Ledwie pół zdrowaśki wystraszona Wingryna zmówiła, a już burza rozszalał się na dobre. Dziewczyna z niepokojem wpatrywał się w niewielką skorupę łodzi miotanej wzburzonymi falami. Czy wiosłujący w niej człowiek zdąży wpłynąć w zaciszną zatokę zanim jakaś większa fala nie przewróci jego lodzi? Nim ucichł kolejny grzmot, już stało się to najgorsze. Na oczach Wingryny nadpłynęła wysoka fala i przewróciła łódź. Widziała, jak wypadł z niej człowiek. Rozpoznała po białym habicie, iż jest to zakonnik z wigierskiego klasztoru. Początkowo dość raźnie płynął on ku brzegowi, lecz im był bliżej, tym siły jego słabły. Nasiąknięty wodą habit ciągną go na dno.

- Co czynić, co czynić, jak pomóc biedakowi? - szeptała przerażona dziewczyna. W pewnej chwili przeleciała nad nią biała mewa. Spojrzała za nią Wingryna i w tejże sekundzie przypomniał sobie, że w pobliskiej zatoczce ojciec tego ranka zostawił łódź rybacką. Przebiegła łączkę, odnalazła łódź, wskoczyła do niej i ujęła wiosła w dłonie. A że była zręczną wioślarką i umiała pokonywać wzburzone fale, wnet wydostała się na otwartą przestrzeń wodnej kipieli. Im bliżej była zakonnika, tym wyraźniej widziała, że walczy on o życie resztkami sił... Dotarła doń w ostatniej chwili, kiedy jego ręce w rozpaczliwym geście unosiły się ponad wodę. Chwyciła te ręce i z największym trudem wciągnęła półprzytomnego kamedułę do łodzi.

Był to brat Fabian, najmłodszy z zakonników, zapalony - o czym kiedyś napomknął jej ojciec - zbieracz leśnych ziół.

Kiedy dobili do brzegu, zakonnik wrócił już do sił, tak że bez pomocy Wingryny wyszedł z łodzi. Nie śmiąc spojrzeć w oczy dziewczynie, wyszeptał tylko słowa podzięki za uratowanie życia. Po paru krokach zatrzymał się jednak, bo nie mógł opanować pokusy, żeby nie spojrzeć na swą wybawicielkę. Spotkały się ich oczy, źrenice rozszerzyły, serca mocniej zabiły. I chociaż nie odezwali się do siebie ani słowem, przez owo spojrzenie zrodziło się w nich nie znane im dotąd uczucie.

Mijały dnie i tygodnie. Młody zakonnik częściej myślał o pięknej Wingrynie niż o Bogu i o zbawieniu duszy. Również Wingryna nie mogła zapomnieć młodzieńca. Każdego popołudnia podpływała łodzią w miejsce, gdzie Czarna Hańcza wypływa z jeziora Wigry i patrzył na klasztorne mury. I każdego popołudnia stał tam jej ukochany, śląc ku niej tęskne spojrzenia.

Te niewinne spotkania młodych wypatrzyli starsi zakonnicy i powiadomili o nich przeora - starca pobożnego, lecz nader surowego. Gdy się o spotkaniach dowiedział rozkazał młodego kamedułę zamknąć w kościelnej wieży. Tam w zimnicy i ciemnicy, bez widoku na jezioro i bez możności widywania Wingryny, usychał z tęsknoty, aż pewnej jesiennej nocy oddał duszę Bogu. Ulatująca do raju dusza potrąciła kościelny dzwon. Posłyszawszy jego żałosny ton, Wingryna domyśliła się nieszczęścia. Popadła w tak wielką rozpacz, że nie minęło dni wiele, a i ona odeszła z tego świata, pogrążając w rozpaczy starego osacznika.

Czas, jak to się powiada, leczy rany. I pewnie ludzie z nadwigierskiej okolicy zapomnieliby o historii nieszczęśliwych kochanków, gdyby nie dziwne zjawiska, jakie po ich śmierci dziać się zaczęły...

Szeptali między sobą zakonnicy, że w dniu, kiedy umarł młody kameduła i rozległ się głos żałosny dzwonu, woda w Wigrach od strony Zatoki Hańczańskiej straszliwie się wzburzyła i buchnęła w górę wysoką fontanną. A kiedy opadła, ujrzeli wyspę której w tym miejscu nigdy przedtem nie było. Widzieli teżto zjawisko pasterze pasący krowy na zboczach stromego brzegu Wysokiego Rogu. Z kolei następnego ranka po śmierci Wingryny, na odległość strzały wystrzelonej z łuku, wyłoniła się z wody nieco mniejsza wysepka. Na obu wnet wyrosły smukłe brzozy, dlatego rybacy wysepki te nazwali Brzozowymi. Ci jednak, którzy znają legendę o miłości córki osacznika i kameduły, nazywają je Wysepkami Wingryny.

Otóż w księżycowe, sierpniowe noce - kiedy gwiazdy spadają z nieba - niesie się po jeziornej toni tęskne wołanie kochanków. Zakochani wynurzają się z głębiny, wchodzą na brzeg wysepek i wyciągają do siebie ramiona. Wtedy obie wyspy podpływają do siebie jak łodzie, a młodzi biegną ku sobie. I już, już, kiedy mają się objąć czułym uściskiem, rozdziela ich przekleństwo przeora. W tym momencie zrywa się gwałtowny wicher i oddala od siebie obie wysepki. Mrok rozświetla błyskawica, grom przetacza się przez puszczę a młodzi znikają we wzburzonych falach.

Gminna wieść powiada, że dziać się tak będzie dotąd, dopóki nad Wigrami nie zjawi się chłopiec i dziewczyna, których miłość będzie jeszcze silniejsza aniżeli uczucie Wingryny i kameduły. Legenda nic już nie mówi o tym, co się wówczas stanie z obiema wyspami. Może połączą się w jedną a Wingryna i jej ukochany uwolnią się od przekleństwa przeora?

Legendy

Copyright © 2000- Dzieci OnLine
Wszelkie prawa zastrzeżone.